Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To już kilka spraw związanych z dręczeniem nastolatków w Bełchatowie. Psycholog bije na alarm

Magdalena Buchalska-Frysz
Magdalena Buchalska-Frysz
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Pixabay
16-latek z Bełchatowa, który był dręczony przez swoich rówieśników, to zapewne tylko wierzchołek góry lodowej tego przerażającego zjawiska. Do sieci wypłynęły już kolejne filmy pokazujące okrucieństwo nastolatków, następni rodzice przerywają milczenie. A gabinety psychologów są wypełnione ofiarami tej przemocy

Dręczenie nastolatków w Bełchatowie

Szesnastoletni Mateusz (imię chłopca zostało zmienione) we wrześniu rozpoczął naukę w pierwszej klasie liceum w Bełchatowie. Lubił swoją szkołę, dobrze się uczył, miał grono kolegów i swoje pasje, które realizował po lekcjach. Jedna z nich to taekwondo, które trenował od lat.

Ten poukładany świat runął 27 lutego. Wtedy właśnie 16-latek padł ofiarą rówieśników, także swoich kolegów. Grupa nastolatków wsiadła za nim do miejskiego autobusu, wysiadła tam, gdzie chłopak, otoczyli go, szarpali, zmusili do przejścia w ustronne miejsce na osiedlu. W grupie tej był kolega z klasy. Jeszcze niedawno siedzieli razem w ławce. Matka chłopca podkreśla, iż to wszystko działo się w biały dzień, około godziny 14, w ruchliwej części miasta.

- Niemożliwe, że nikt tego nie widział - mówi mama 16-latka. - Ale nikt nie zareagował.

Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. Oprawcy zmusili 16-latka by klęczał, kazali mu przepraszać za jakieś abstrakcyjne rzeczy, jeden z nich strzepywał na ofiarę popiół z papierosa. Nagle jeden z chłopaków uderzył Mateusza mocno w twarz, tłumacząc, że nie mógł się opanować. Wszystko to nagrywała nastoletnia dziewczyna. Cała grupa świetnie się bawiła poniżając 16-latka. Chłopak robił wszystko, co mu kazali, pytał, za co jeszcze ma przeprosić, zniósł uderzenie w twarz, nie reagował agresją na zaczepki. Być może tylko dlatego wyszedł z tej sytuacji cało...

- Dziękuję synowi, że tego dnia wrócił do domu - mówi matka chłopca nie kryjąc łez. Emocje targają nią cały czas. - On umie się bić, trenuje od lat sztuki walki. Ale przecież gdyby zareagował, sytuacja mogłaby się potoczyć w dwie strony: mogli go skatować, albo on, broniąc się, mógłby zrobić komuś krzywdę.

Nagranie w internecie

Wstrząsający filmik z nagraniem z całej sytuacji trafił do internetu. Tak dotarł do matki chłopaka, którą zaalarmowali rodzice kolegi Mateusza. Chłopak był wtedy akurat na treningu. Nie odbierał telefonu. Cała sytuacja ją sparaliżowała, udało jej się jednak pozbierać, by natychmiast pojechać po syna.

Sprawę od razu zgłosiła na policję. Była przerażona, ale też zdumiona tym, jak dalej potoczyła się ta historia. Odwiedziła szkoły, w których uczą się osoby biorące udział w zajściu. „Kolega” jej syna został przeniesiony do innej klasy. Jak mówiła Anita Szymczyk-Trawińska, dyrektor szkoły, to najwyższy wymiary kary, jaki mogła zastosować.
Tymczasem nastolatkowie działali dalej. Jeden z nich przyszedł pod szkołę 16-latka i miał namawiać go, by nie podpisywał się pod zeznaniami matki na policji, to sprawa przycichnie. Napastnicy mieli go nakłaniać, żeby milczał, powiedzieli, że doradzą mu, co ma mówić.

Matka 16-latka podkreśla, że jak na razie tak naprawdę konsekwencje tej sytuacji poniósł tylko jej syn. Chłopak przez tydzień nie chodził do szkoły, w końcu musiał i chciał wrócić.

- A chłopak, który był jednym z napastników codziennie mija się z moim synem na korytarzu, na przerwach przychodzi pod klasę, z której został usunięty i śmieje się mu w twarz - mówi matka chłopca. - Pomoc psychologiczna, którą szkoła zaproponowała dopiero tydzień po, i to dlatego, że media nagłośniły sprawę, nijak ma się do sytuacji w jakiej jest mój syn.

Dorota Pędziwiatr, starosta bełchatowska (a temu samorządowi podlegają prawie wszystkie szkoły ponadpodstawowe w Bełchatowie), o ostatnich wydarzeniach nie chce rozmawiać bezpośrednio. Jak zapewnia, sprawie związanej z uczniami dwóch szkół urzędnicy poświęcają bardzo wiele uwagi.

Ubolewa nad tym zdarzeniem, ale...

„jednak wierzę w to, że było ono tylko incydentem, który wzbudzi również refleksję, zmotywuje i zainspiruje wiele środowisk do jeszcze większego współdziałania w celu rozwiązywania problemów młodego pokolenia”

- czytamy w oświadczeniu.

Urzędnicy dodają, iż starostwo nie miało oficjalnych, zweryfikowanych informacji dotyczących przypadków gnębienia, poniżania, upokarzania i znęcania dotyczących uczniów szkół nadzorowanych przez powiat.

- Na nadzwyczajnej naradzie z dyrektorami szkół, dotyczącej bezpieczeństwa, w marcu tego roku dyrektorzy szkół i placówek zasygnalizowali o różnego rodzaju nagannych zachowaniach uczniów - mówi Agnieszka Zawodzińska z zespołu promocji starostwa.

Zobacz także:

Starostwo informuje też, że do końca marca we wszystkich szkołach prowadzonych przez powiat w najbliższym czasie odbędą się zebrania z rodzicami z udziałem przedstawicieli policji.

To nie był incydent

Niestety, szybko okazało się, że sprawa 16-latka to nie incydent. Kilka dni później wypłynęło nagranie z dowodami kolejnej przemocy rówieśniczej w Bełchatowie. Do sytuacji doszło na parkingu jednej ze szkół przy ulicy Czaplinieckiej. Na filmie widać klęczącego chłopaka i napastnika, który zmusza go do powiedzenia „Je...ać GKS”. Słychać glosy obserwujących, którzy domagają się, by chłopak powtórzył to kilka razy, coraz głośniej. W końcu napastnik uderza go w twarz i kopie swoją ofiarę.

Sprawa 16-latka ośmieliła też innych rodziców, którzy zdecydowali się opowiedzieć o drastycznej historii ich syna, ucznia kolejnej szkoły przy ul. Czaplinieckiej w Bełchatowie. Chłopak, wówczas 15-latek, w listopadzie ubiegłego roku został pobity prze rówieśników. Sytuacja go zdruzgotała. Tego samego dnia powiedział babci, że nie chce mu się już żyć, po co takie życie, które nie ma już sensu... Wkrótce okazało się dlaczego.

Rodzice zauważyli, że z synem dzieje się coś złego, zrobił się zamknięty w sobie, ale i agresywny. Przez cały czas miał przy sobie telefon. Na szczęście rodzice dotarli do nagrań, rozmów i innych rzeczy w internecie, które wskazywały, że ich syn jest prześladowany. Materiał był wstrząsający. Wszystko trwało około półtora miesiąca.

- Trafiliśmy na jakąś grupę na której hejtowano syna - mówi ojciec chłopaka.

Zauważyli, że byli tam m.in. uczniowie z jego klasy. Na profilowym zdjęciu grupy była fotografia chłopaka. Wrzucano tam też jego zdjęcia w różnych sytuacjach, czy te ściągnięte z wcześniejszych lat, prześladowcy robili mu je z zaskoczenia m.in. na szkolnych korytarzach czy podczas rozmowy z kamerką przez komputer.

Rodzice znaleźli też nagranie m.in. z pobicia syna, napastnicy bili go po głowie, kopali go po brzuchu, nogach, dostał też kilka uderzeń w klatkę piersiową. Było też mnóstwo prześmiewczych komentarzy. Szydzono z niego np., że nie wagaruje, nie przynosi papierosów do szkoły, nie przeklina. Prześladowcy kazali chłopakowi określić się, czy jest za GKS czy za Widzewem (nie jest on w ogóle kibicem piłki nożnej). Tyle że w tej sytuacji każda odpowiedź była zła... Był nawet nekrolog chłopca...

Rodzice sprawę szybko zgłosili na policję. Dokumenty zostały niedawno przekazane do sądu. To jednak nie zamyka sprawy.

- Ostatnie miesiące wywróciły nam życie do góry nogami - mówi matka chłopca. - Mamy kilkoro dzieci, ta sprawa odbiła się na wszystkich. A teraz pewnie wszystko wróci.

Przez miesiąc zawozili syna do szkoły i odbierali go stamtąd. Wiedzieli, że syn nie jest bezpieczny. Dwa dni po wizycie w szkole dostali od kogoś sygnał, że szykowana jest ustawka na chłopaka. Przy szkole. - Na szczęście w porę się dowiedzieliśmy - mówią rodzice.

Później przepisali go do innej szkoły, poza Bełchatowem, choć chłopak początkowo nie chciał zmieniać placówki. I jak mówią, to najlepsze co mogli zrobić.

- Syn po dwóch tygodniach odżył - mówi mama chłopca. - W końcu lepiej się czuje, poprawiły się wyniki w nauce.

O sprawie zdecydowali się opowiedzieć teraz, bo wcześniej nie chcieli przeszkadzać w pracy policji. Teraz impulsem było pojawienie się w mediach informacji o gnębionym 16-latku. Poza tym, jak mówią, mają w domu jeszcze inne dzieci, o które też się boją.

- Wiemy, że sprawa z naszym synem, to wcale nie jest jednostkowy przypadek, „incydent”, jak to określił jeden z urzędów w odniesieniu do ostatniej sytuacji - mówi mama chłopca. - Dla mnie pierwszym sygnałem kiedy poczułam, że trzeba nagłośnić naszą sprawę, była sytuacja chłopca z Zamościa [grupa nastolatków na śmierć pobiła tam 16-letniego chłopca - przyp. red.]. Pomyślałam, że pobicie mojego syna też mogło się tak zakończyć.

Co robi szkoła?

Ostatnie tygodnie pokazały, że przemoc wśród nastolatków nie jest rzadkością. Tylko w ostatnich dwóch tygodniach w Polsce światło dzienne ujrzało kilka takich sytuacji, jedna skończyła się tragicznie. W Zamościu grupa chłopaków pobiła na śmierć 16-latka, w Pruszkowie nastolatkowie znęcali się nad 14-latkiem, którego bili i poniżali. W Jaworznie dwie nastolatki biły 16-latkę, w Białej Podlaskiej pobity przez 16 i 18-latka został 19-latek.

Rodzice poniżanych uczniów są zdania, iż szkoły i samorząd zrobiły dotąd zdecydowanie za mało, by pomóc ich dzieciom. Anna Skopinska, rzecznik Kuratorium Oświaty w Łodzi uważa, iż nie do końca jest tak, że szkoły nie mają instrumentów, by zadziałać w takich kryzysowych sytuacjach. Na razie dyrektorki obu szkół poinformowały kuratora oświaty, iż złożyły do sądu wnioski o wgląd w sytuację rodzinną uczniów. - Sąd teraz zdecyduje, czy każdej z tych rodzin przydzieli kuratora - mówi rzeczniczka.

Dodaje, iż organizowana jest też konferencja dla dyrektorów szkół, pedagogów i wizytatorów, co mogą robić w takich trudnych sytuacjach. - Dyrektor szkoły może też, za zgodą rodziców nieletniego czy też jego samego, zastosować środek w postaci wykonywania prac porządkowych na rzecz szkoły - mówi rzeczniczka. - Obydwie panie dyrektor powinny od razu to zrobić. Miały też prawo ich zawiesić, ale to chyba nie jest dobra kara, bo ci uczniowie i tak chodziliby po Bełchatowie. Lepiej byłoby im dać szczotkę, niech zagrabią liście wkoło szkoły.

Jednak powiatowi urzędnicy bronią się, iż na tym etapie niewiele więcej można było zrobić.

- W polskim prawie nie funkcjonuje pojęcie „zawieszenia” ucznia. Uczeń będący w obowiązku szkolnym może zostać na wniosek dyrektora przeniesiony przez kuratora oświaty do innej szkoły - odpowiada Agnieszka Zawodzińska. - Uczeń w obowiązku nauki może zostać skreślony z listy uczniów przez dyrektora w drodze decyzji w przypadkach określonych w statucie szkoły. (...). W tym konkretnym przypadku działania dyrektorów będą wprost wynikały z zakończonego postępowania (policja, Sąd Rodzinny).

Jaka może być skala tego zjawiska?

- Wiemy, że tych spraw jest coraz więcej, ale dyrektorzy szkół, nie wiedzieć czemu, nie zgłaszają tego do organów prowadzących - przyznaje Skopinska. - Do nas wszystko dociera nieoficjalnie.

O sprawie gnębionego 16-latka dowiedziała się z mediów, tak jak i o innych historiach, które wypływają w ostatnich dniach w Bełchatowie.

Jesteś inny, nie pasujesz

O tym, że sprawa 16-latka z Bełchatowa to nie incydent świadczy choćby fakt, że psychologowie mają wielu pacjentów, którzy doświadczają przemocy ze strony rówieśników.

- W ostatnim roku takich spraw jest bardzo dużo - mówi Natalia Dukowicz-Ciesielska z Bełchatowa, psycholog pracująca z dziećmi i młodzieżą. - Jak dzieci przychodzą z depresyjnością czy trudnymi relacjami w grupie, to zawsze przejawia się problem związany z hejtem, odrzuceniem, stygmatyzowaniem „jesteś inny, nie pasujesz”.

I właśnie takie przesłanie trafia do ofiar szeroko pojętej przemocy rówieśniczej. I często trudno im się z takim bagażem poradzić. Bo co dzieje się w głowie nastolatka, który jest prześladowany przez rówieśników?

- Ma poczucie, że ktoś odbiera mu mentalnie prawo do życia mówi psycholog. - Bo kiedy ktoś kogoś gnębi, prześladuje, to pokazuje mu, że tak naprawdę jest nikim. Takie dziecko jest pozostawione w pewnym momencie samemu sobie. Zaczyna wątpić w siebie, jest zalęknione, przerażone, że może dojść do kolejnych takich czy gorszych sytuacji. Dzieci zamykają się w sobie, nie chcą rozmawiać z rodzicami, przybierają maskę, że wszystko jest ok.

Ostatnia „moda” na nagrywanie aktów poniżania i wrzucania filmików do sieci jest dodatkową traumą dla prześladowanych nastolatków.

- W takiej sytuacji dziecko jest obnażone z jakiejkolwiek godności - mówi psycholog. - Ma wrażenie, że to upokorzenie zostało upublicznione, jest ogołocone ze wszystkich wartości, które miało. Zaczyna też myśleć o swoich rodzicach. Martwi się, co będą teraz przeżywać, nie chce ich martwić.

Dlatego, jak podkreśla, tak ważne jest, by podnosić odporność psychiczną dzieci i młodzieży.

- Wrażliwość to piękna cecha i nie możemy się jej pozbyć - tłumaczy. Bo zwykle ofiary przemocy to dzieci wrażliwe, wychowane w jakichś wartościach. - Musimy jednak wzmocnić u nich pewność siebie. I pokazać, że proszenie o pomoc nie jest niczym złym - tłumaczy.

Psycholog uświadamia też, że takich spraw związanych z przemocą jest bardzo wiele, tylko o niewielu się mówi. Rodzice boją się je zgłaszać, spodziewając się, że pogorszą sytuację dziecka, bo być może „sprawa się rozmyje”.

- Dlatego chylę czoło przed mamą, która zdecydowała się opowiedzieć o tej ostatniej sytuacji - mówi Natalia Dukowicz-Ciesielska. - Ona w takiej sytuacji musi się skonfrontować z tym, że wiele osób będzie niezadowolonych, że się odezwała.

Jak jednak dodaje, trzeba mówić o takich sprawach.

- Cisza krzyczy szeptem, którego nikt nie potrafi słyszeć - dodaje wymownie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: To już kilka spraw związanych z dręczeniem nastolatków w Bełchatowie. Psycholog bije na alarm - Bełchatów Nasze Miasto

Wróć na kutno.naszemiasto.pl Nasze Miasto