Do ulicy Krzemińskiego, przy której miało dojść do pożaru, można dotrzeć z dwóch stron – od strony ratusza, od którego wiedzie wąska uliczka w dół albo Podwala. Wozy bojowe ustawiały się jeden za drugim, wszak w takiej sytuacji nigdy nie wiadomo, jak rozprzestrzeniał się będzie pożar, które miejsca okażą się newralgiczne. Bieczanie, którzy mieszkają w tej części miasteczka zamarli. Jeden z nich opowiadał nam, że wręcz zamarł na widok niebieskiego światła, które odbijało się w jego oknach.
- Pierwsza myśl: czy pali się mój dom, a ja nawet o tym nie wiem – opowiadał.
Pospiesznie wyszedł do ogrodu, rozejrzał się, ale poza mrugającymi światłami wozów, strażakami, którzy pospiesznie schodzili w dół uliczki, nie było nigdzie nic widać.
- Została zadysponowana tak duża liczba jednostek, ponieważ w zgłoszeniu była informacja o pożarze drewnianego domu w samym centrum Biecza, przy ulicy Krzemińskiego – przypomina Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach.
Bez zgody na badanie trzeźwości
Szybko okazało się, że nigdzie nie ma żadnych śladów pożaru. Dla pewności budynek, który rzekomo miał płonąć, został dokładnie sprawdzony z pomocą kamery termowizyjnej. Na szczęście nic złego się nie działo, aczkolwiek mężczyzna, który zaalarmował służby, o szczęściu może zapomnieć. Policja wszczęła bowiem wobec niego postępowanie z artykułu 66 kodeksy wykroczeń, który mówi o tym, że kto „chcąc wywołać niepotrzebną czynność, fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny, blokuje telefoniczny numer alarmowy, utrudniając prawidłowe funkcjonowanie centrum powiadamiania ratunkowego – podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1.500 zł. Jeżeli wykroczenie spowodowało niepotrzebną czynność, można orzec nawiązkę do wysokości 1000 złotych”.
W strażackiej nomenklaturze zdarzenie zostało zakwalifikowane jako alarm fałszywy.
- Zagaszający pożar mieszkaniec Biecza tłumaczył się policjantom, że przez okno widział, jak na sąsiednim budynku pali się poszycie dachu, dlatego też zaalarmował służby – przywołuje z kolei Gustaw Janas, oficer prasowy KPP w Gorlicach.
Zgłaszający nie zgodził się na poddanie badaniu trzeźwości.
Czasem strach ma wielkie oczy
Do niemal identycznej sytuacji doszło w święta w Bystrej. Zgłoszenie, które dotarło do stanowiska kierowania w komendzie PSP w Gorlicach, mówiło o pożarze domu. Na miejscu okazało się, że nic złego się nie dzieje, a „winnym” zamieszania jest piec centralnego ogrzewania.
- Doszło do zagotowania wody w zbiorniku centralnej wody użytkowej, co uruchomiło zawór bezpieczeństwa i wyrzut pary, a bardzo młoda osoba, która była tego świadkiem, nie potrafiła racjonalnie ocenić ewentualnego zagrożenia i wszczęła alarm – przytacza Surmacz. - Nie możemy tego jednak traktować jako celowego wprowadzenia w błąd. Alarm był fałszywy, ale w dobrej wierze – podkreśla.
Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?