Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Osłabiona sarna przybłąkała się do mieszkanki Niewiesza w gm. Poddębice. Musiała pomóc jej sama. Sprawa miała smutny finał ZDJĘCIA

Paweł Gołąb
Paweł Gołąb
Kobieta zaopiekowała się dzikiem zwierzakiem sama. Sarna niestety nie przeżyła
Kobieta zaopiekowała się dzikiem zwierzakiem sama. Sarna niestety nie przeżyła materiał prywatny
Do jednej z mieszkanek gminy Poddębice przybłąkała się zabiedzona sarenka. Niestety z problemem kobieta została sama. Podjęła się ratunku dzikiego zwierzaka, ale sprawa miała smutny finał. Sarenka zmarła w godzinę po tym jak po bezskutecznych próbach uzyskania pomocy odwiozła ją sama do specjalistycznego ośrodka znajdującego się 130 km od jej domu.

Do zdarzenia doszło mroźnego, styczniowego dnia. Wychudzona sarna, która z niewiadomego powodu odłączyła się od stada, zawitała pod dom Kingi Pełczyńskiej z Niewiesza w gminie Poddębice. - Mam nieogrodzone podwórko. Sarenka podeszła pod domek na drzewie mojego dziecka. Gdy przyszła pierwszego dnia przestraszył ją pies i zniknęła. Ale wróciła drugiego dnia, podeszła jeszcze bliżej domu i już nie próbowała uciekać, gdy psy do niej podeszły, tak była osłabiona. Przewróciła się i trzeba było jej pomóc – podkreśla mieszkanka Niewiesza. - To dla mnie naturalna sprawa, żeby reagować w takiej sytuacji i mam nadzieję, że dożyję czasów, gdy u ludzi ratowanie zwierząt będzie oczywistym odruchem.

Pani Kinga zaczęła szukać pomocy dla osłabionej sarny, ale ostatecznie niczego nie wskórała. Jak relacjonuje, od nadleśnictwa usłyszała, że interwencja w sprawie dzikiego zwierzaka nie jest w ich jurysdykcji, jeśli to znalazło się poza terenem lasów państwowych. Chyba, że jest postrzelone. Wtedy po potwierdzeniu tego faktu przez weterynarza wzywa się myśliwego, który dokonuje eutanazji. Mieszkanka Niewiesza została odesłana do gminy, tu jednak – jak podaje – czekała ją niemiła niespodzianka. - Poczułam się, że zawracam komuś głowę, a liczyłam, że mną pokierują. Zajmą się sprawą, albo chociaż powiedzą, co robić w tej sytuacji. Zadzwoniła potem do mnie pani weterynarz, ale dowiedziałam się , że ta nie przyjedzie na miejsce i nie będzie łapać żadnego zwierzęcia. Sianko i wodę wystawić i będzie dobrze, tak usłyszałam. Zadzwonił także jeden z leśniczych, ale został poinformowany, że mam pod opieką postrzeloną sarnę, co było nieprawdą.

Osłabiona sarna nie zdołała przeżyć

Pani Kinga sarenki nie zostawiła na pastwę losu. Skontaktowała się z pogotowiem zwierzęcym z dalszego zakątka Polski, by dowiedzieć się jak właściwie zaopiekować się - skutecznie ogrzać i prawidłowo nakarmić - osłabionym dzikim zwierzęciem. - Niestety moja sytuacja życiowa nie pozwoliła mi jej odwieźć w bezpieczne miejsce natychmiast i zwierzę całą dobę spędziło w stodole. Zwierzak leżał i się męczył przez długi czas, bo finalnie okazało się, że i tak muszę odwieźć ją sama.

Kinga Pełczyńska osłabioną sarnę przetransportowała do Leśnego Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt znajdującego się w Kole w gminie Sulejów niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego, który prowadzi Nadleśnictwo Piotrków. Tam zwierzę otrzymało fachową pomoc, ale było dla niego już za późno. Sarenka po godzinie już nie żyła. - Ta doba była ważna. Gdyby wcześniej zareagowano, coś można byłoby zrobić – wzdycha mieszkanka Niewiesza.

Co w sprawie mówi Nadleśnictwo Poddębice?

O wyjaśnienia w sprawie zwróciliśmy się do Nadleśnictwa Poddębice. - Pomoc dzikim zwierzętom jest udzielana w przypadku, gdy zwierzę ucierpi w wypadku  komunikacyjnym, przy czym wezwana na miejsce osoba uprawniona podejmuje decyzję o ewentualnym leczeniu bądź skróceniu cierpienia, np. w przypadku kiedy leczenie zwierzęcia nie rokuje szans na przeżycie (liczne złamania otwarte, przerwanie powłok brzusznych). W przypadku zwierząt dzikich, znajdujących się w środowisku naturalnym, nie podejmuje się prób leczenia. Śmierć jest naturalnym elementem  środowiska przyrodniczego – informuje z upoważnienia nadleśniczego Katarzyna Kaźmierczak.

- Nadleśnictwo ustaliło, że zwierzę znajduje się na posesji prywatnej, nie jest ranne, jest osłabione i ma biegunkę – odpowiada dalej. - W takim przypadku, zwierzęciem powinny zająć się służby weterynaryjne. Z uwagi, że Nadleśnictwo nie jest służbą odpowiednią do udzielania pomocy w/w przypadku, pozostawiliśmy sprawę gminie, która otrzymała zgłoszenie. To gmina ma bowiem, zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, obowiązek opieki nad zwierzętami: i domowymi (bezdomnymi), i dzikimi – zapewnienia im ewentualnego schronienia czy opieki weterynaryjnej.

Jednocześnie Nadleśnictwo Poddębice informuje, że na terenie kraju funkcjonują ośrodki, w których udzielana jest pomoc dzikim zwierzętom, po ich dostarczeniu. Wykaz takich ośrodków zamieszczono na stronie internetowej Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. LINK TUTAJ. KLIKNIJ.

- Sytuacja prawna dotycząca dzikich zwierząt nie jest jednoznaczna i często wymaga działania różnych służb oraz osób prywatnych zaangażowanych w sprawę. Wszystkie przypadki wymagają indywidualnego podejścia i wyważenia korzyści oraz strat w postaci nadmiernego stresu i nieuzasadnionego cierpienia zwierząt – dodaje poddębickie Nadleśnictwo.

Co w sprawie mówi gmina Poddębice? To nie nasz obowiązek

Według stanowiska Urzędu Miejskiego w Poddębicach, popartego opinią radcy prawnego, gmina nie jest władna, by interweniować w takich przypadkach. - Art. 11a ustawy o ochronie zwierząt stanowi, że obowiązkiem gminy jest zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom (czyli domowym lub gospodarskim, które uciekły, zabłąkały się lub zostały porzucone przez człowieka). W przypadku zwierząt dzikich (wolno żyjących) przepisy ww. ustawy mówią o obowiązku gminy wobec zwierząt, jakimi są koty. Zgodnie z powyższym przepisem obowiązkiem gminy jest także zapewnienie całodobowej opieki weterynaryjnej w przypadkach zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt (nie ma doprecyzowane jednak o jakie chodzi), lecz i tak w przedmiotowej sytuacji to nie było takie zdarzenie.

Tak tego nie zostawię

Kinga Pełczyńska z Niewiesza zapewnia, że sprawy nie zostawi. - Opiszę całą sprawę i będę zgłaszać, gdzie się da. Taka sytuacja może się przecież zdarzyć każdemu. Ludzie muszą wiedzieć, że w takiej sytuacji jak moja, nie mogą pozostać sami. Muszą wiedzieć, gdzie się zgłosić, a nie patrzeć jak zwierzę umiera. Powinna być udzielona pomoc szczególnie osobie, która chciała pomóc. Należało dać zielone światło od razu, a nie przeciągać sprawę. Człowiek znajdujący się 400 kilometrów dalej okazał więcej zainteresowania, a na miejscu było zero reakcji. Muszę to wyjaśnić, żeby śmierć tej sarenki nie poszła na marne...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kutno.naszemiasto.pl Nasze Miasto