Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdy Tatar kogoś pokocha. O gdańskich Tatarach i o pomniku, który stanie na Oruni

Barbara Szczepuła
Jerzy Dzirdzis Szahuniewicz. W dzieciństwie babcia nazywała go ostatnim chanem
Jerzy Dzirdzis Szahuniewicz. W dzieciństwie babcia nazywała go ostatnim chanem fot. grzegorz mehring
W Polsce najbardziej znanym Tatarem jest oczywiście Azja Tuhajbejowicz, z twarzą Daniela Olbrychskiego, z filmu Hoffmana "Pan Wołodyjowski". Typ spod ciemnej gwiazdy, paskudny zdrajca, który porwał Baśkę Wołodyjowską, a co zrobił z Ewką Nowowiejską - strach wspominać… O gdańskich Tatarach i o pomniku Tatara RP, który stanie na Oruni - pisze Barbara Szczepuła

Któż jednak wie, że Henryk Sienkiewicz, który tę postać stworzył, sam miał tatarskich przodków? Jerzy Dzirdzis Szahuniewicz, prezes Narodowego Centrum Kultury Tatarów, walczy ze wszystkich sił ze stereotypem sienkiewiczowskiego Tatara.

- Prawda jest bowiem taka - powiada, poprawiając tiubitejkę i częstując mnie kawą po turecku - że Tatarzy przez wieki wiernie służyli Rzeczypospolitej! Walczyli ramię w ramię z wojskami polskimi i litewskimi pod Grunwaldem, bili Szwedów podczas "potopu", brali udział w wojnach z Moskwą, a nawet, jako lojalni poddani polskiego króla - poszli pod Wiedeń z Sobieskim przeciw Turkom! Stanowili znaczną część kadry oficerskiej wojsk Kościuszki, brali udział we wszystkich powstaniach narodowych, znaleźli się w legionach Józefa Piłsudskiego. Gonili bolszewików w 1920 roku, aż się kurzyło. Oj, marszałka Tatarzy strasznie kochali. Z wzajemnością.

Oddział jazdy tatarskiej po raz ostatni wyruszył w bój we wrześniu 1939 roku, w składzie 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Polscy Tatarzy walczyli potem na wszystkich frontach II wojny światowej. Ginęli pod Monte Cassino i pod Tobrukiem. Leżą w katyńskim lesie. Wielu zostało wywiezionych na Syberię i tam zginęło.

Ale wróćmy jeszcze do marszałka Piłsudskiego, bo oczywiście wie pani, że marszałek darzył Tatarów ogromnym zaufaniem, o czym świadczy fakt, że jego ochrona składała się właśnie z Tatarów! Gdy prawdziwy Tatar odda komuś serce, to już na dobre i na złe. Ostatnią koszulę zdejmie z grzbietu… Przepraszam, ale muszę odebrać telefon. Czekam na sygnał z Kancelarii Prezydenta.
- Halo, witam, witam. Czy głowa już dospawana?
- No, sama pani słyszała - wyłącza telefon. - Pomnik Tatara Rzeczpospolitej jest już prawie gotowy.
- W Kancelarii Prezydenta dospawali mu głowę?!

- Nie, w Stoczni Remontowej. To stamtąd dzwonili, natomiast pan prezydent Komorowski objął honorowy patronat nad uroczystością odsłonięcia pomnika Tatara RP, która się odbędzie 25 listopada.
Na ten pomysł wpadł Jerzy Dzirdzis Szahuniewicz kilka lat temu. Dlaczego Rzeczpospolita nie miałaby podziękować Tatarom za 600 lat wiernej służby? Za ich patriotyzm! Za przelaną w obronie ojczyzny krew!
Początkowo myślał o tym, by na cokole postawić Tatara XVI/XVII-wiecznego, z kindżałem, łukiem i strzałami, koń w pędzie, grzywa rozwiana… Taki Tatar kojarzy się jednak właśnie z Sienkiewiczem, a tego chce uniknąć za wszelką cenę. Profesor Selim Chazbijewicz proponował mundur napoleoński, ale wreszcie stanęło na tym, że będzie to Tatar z 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Po prostu - piłsudczyk.
- Nawiasem mówiąc - ciągnie pan Jerzy - mamy informacje, niepotwierdzone co prawda, ale jakże ciekawe, że na łożu śmierci Józef Piłsudski przyjął islam.

- Poważnie?
- Tak się mówi. Nie upieramy się przy tej wersji, Bóg i tak wie, jak jest naprawdę. Ale wracajmy do pomnika.
Tatar ułan wielkości naturalnej stanie na cokole tam, gdzie zlokalizowano Narodowe Centrum Kultury Tatarów, czyli w Oruńskim Parku Schopenhauerów. Jak pisze wielki znawca i miłośnik Oruni, profesor Jerzy Samp, była to posiadłość dziadka filozofa, zamożnego kupca Andrzeja Schopenhauera. Ojciec Artura, który ją odziedziczył, trzymał tam konie. Mały Artur ze swoją matką Joanną często tam bywał, co nie dziwi, bo park jest piękny. Stare drzewa, rozległe trawniki, tylko dwór zamieniono na przedszkole, a w zabudowaniach gospodarczych, w tych samych zapewne w których Andrzej Schopenhauer hodował konie, dziś się mieści Centrum Kultury Tatarów i niewielkie muzeum. Siedzimy w pokoju wyłożonym dywanami, bo Tatar bez dywanów nie czuje się dobrze.
- Salam alejkum, kochany kniaziu - znowu dzwoni telefon.

***
Chan to znaczy - książę. Jerzy Dzirdzis Szahuniewicz wyjmuje księgę i czyta: Szachuniewicze, książęta, herbu Aksak z Kercza na Krymie…
- Zaraz "Sonety krymskie" mi się przypominają, fontanny Bakczysaraju, pałac chanów… - mówię.
- Bakczysaraj jest wspaniały. Bardzo go lubię, i Symferopol także - uśmiecha się kniaź. - Za to Jałty nie znoszę. Może dlatego że w Jałcie Polskę sprzedano - zamyśla się. - Kocham Krym, niedawno stamtąd wróciłem. Śni mi się po nocach, stepy mi się śnią…
- Takie jak u Mickiewicza? Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,/ Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi./ Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi/Omijam koralowe ostrowy burzanu… - nie bez trudności przypominam sobie wiersz, którego się uczyłam w szkole.
- Na Krymie po raz pierwszy w życiu wsiadłem na konia -wdycha. - I pogalopowałem, jakbym jeździł konno od małego… Tatar się z tym rodzi, ma to w genach. Śni mi się więc step szeroki, słyszę tętent koni, widzę tabuny pędzące w dal, ziemia się trzęsie, dochodzą odgłosy walki…
- Jesienią tego roku, gdy byłem na Krymie, spotkała mnie wielka radość i zaszczyt. Otrzymałem tam na własność 600 metrów kwadratowych ziemi. Teraz jestem prawdziwym chanem, bo co za chan bez ziemi?
***
W pierwszej połowie XV wieku Szahuniewicze osiedlili się na Litwie, w okolicy Trok. Byli bogatymi ludźmi i dzielnymi żołnierzami. - Wśród moich przodków jest wielu oficerów zasłużonych dla Litwy i dla Polski, bo powtórzę raz jeszcze: gdy Tatar kogoś pokocha, to już na zawsze.
W 1945 roku Tatarzy, podobnie jak Polacy, uciekali przed Sowietami na zachód. Część z nich trafiła do Gdańska. Była wśród nich babcia Miriam z mężem i dwiema córkami. Jedna z tych córek zostanie w przyszłości żoną Jerzego Szahuniewicza i matką Jerzego Dzirdzisa Szahuniewicza.
- Babcia Miriam - wspomina Jerzy Dzirdzis - była Tatarką z krwi i kości. To ona rządziła domem, dbała o ognisko domowe. W tatarskim domu najważniejsze są kobiety. Miriam, ku utrapieniu swojej matki, wyszła za mąż za katolika. Będąc u swojego brata w Wilnie w 1920 roku, stała na ulicy i oglądała defiladę wojsk wracających z wojny bolszewickiej. Cóż to była za defilada! Co za żołnierze! A najbardziej jej się spodobał jadący na koniu chłopak wyprostowany jak struna i też zerkający na nią ciekawie. - Kutasy u munduru mu powiewają, piękny jak malowanie - wspominała jeszcze jako staruszka te chwile, nalewając swojemu Jakubowi herbatki. Mnie babcia, niech jej będzie wieczny raj, ubóstwiała - pan Szahuniewicz prowadzi mnie do muzeum i pokazuje piękne tatarskie stroje. - Ostatni chan - tak mnie nazywała i pytała: - A co ci zrobić na obiad? Może cepeliny? Może babkę ziemniaczaną? To, jak pani pewnie wie, potrawy wileńskie, ale wieprzowiny nigdy się w domu nie jadło. Baraninkę natomiast babcia przyrządzała, że palce lizać! Szaszłyczki, kołduny…

Baranina była w PRL bardzo tania, bo nikt jej nie chciał jeść. Babcia spotykała się z innymi Tatarkami, herbatę sobie popijały, wspominały Wilno.
W szkole się nie przyznawałem, że jestem Tatarem, bo w PRL najlepiej było nie różnić się od innych, nie zwracać na siebie uwagi. Chodziłem więc na religię z innymi dziećmi i raz ksiądz mnie za ucho szarpnął, a babcia, gdy o tym usłyszała, była okropnie zdenerwowana: - Co, ostatniego chana za ucho pociągnął?! Poszła do księdza i powiedziała mu, że Bóg jest jeden, ale my jesteśmy muzułmanami. Ksiądz zrozumiał i miałem spokój.

A teraz ostatnim chanem Szahuniewiczem jest mój syn Łukasz. To jeszcze diament nieoszlifowany, ale fajny chłopak. Ożenił się z Kaszubką. Lubię Kaszubów, więc mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że urodzi im się syn i dynastia Szahuniewiczów nie wygaśnie. Żal mi tylko, że młodzi nie mieli ślubu tatarskiego, że w takich pięknych haftowanych strojach, jakie pani tu widzi, nie usiedli na baraniej skórze… Moja żona zresztą też nie jest Tatarką, choć pochodzi z Kresów. Ona prawosławna, ja - muzułmanin, w niczym nam to nie przeszkadza.

***
- Niektórzy Tatarzy ciągle się jeszcze nie przyznają do swoich korzeni. A przecież być Tatarem to honor. Ksiądz infułat Bogdanowicz jest Tatarem z pochodzenia i tego się nie wypiera - mówi chan Szahuniewicz, pokazując mi park i miejsce, w którym stanie pomnik. - Patronem naszego centrum jest Leon Najman Mirza Kryczyński. Wie pani, kim był? Liderem ruchu społecznego i kulturalnego polskich muzułmanów, wydawcą, działaczem politycznym, sędzią Sądu Okręgowego w Gdyni. W 1939 roku został rozstrzelany w Piaśnicy. Tak, to honor być Tatarem - powtarza - problem jednak w tym, że się nas myli z Arabami. A my jesteśmy zeuropeizowani. Tolerancyjni. Przyszedł tu do mnie niedawno pewien Arab. Zobaczył na ścianie herb Gdańska, a w herbie są, jak wiadomo, dwa krzyże, i skoczył jak oparzony! - Co wy tu trzymacie!? - krzyknął na całą Orunię. Widzi pani, tolerancji trzeba się uczyć.
Tatarzy uczą się jej już sześćset lat.

Pomnik na Oruni
25 listopada o godz. 11.00 w parku oruńskim odbędzie się uroczystość odsłonięcia pomnika Tatara Rzeczpospolitej Polskiej. Honorowy patronat nad uroczystością objął prezydent RP Bronisław Komorowski, który złożył deklarację osobistego w niej uczestnictwa. Prezydentowi RP towarzyszyć będzie jego matka, pani Jadwiga Komorowska. Udział w uroczystości potwierdziły też liczne delegacje przedstawicieli władz państwowych i świata nauki z Rosji, Ukrainy, Białorusi i Tatarstanu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto